Grzegorz Michalak – blog historyczny

26 stycznia 2015

Marta Przygoda-Stelmach, autorka Kronikarza brochowskiego – “To nie tylko kawałek ziemi. To filozofia i sposób życia”

Opublikowano: 26.01.2015, 1:00

Internet od swojego początku pełnił rolę edukacyjną. Katalogi stron zawierają olbrzymie ilości pozycji, które dostarczyć mogą zarówno ciekawostek, jak i poważniejszych wiadomości. Własną stronę może mieć każdy, choć nie każda tego typu inicjatywa jest warta zauważenia. Ważne jest, aby zawierała nie tylko dobrej jakości informacje, ale była również pod jakimś względem oryginalna.

Marta Przygoda-Stelmach prowadzi jedną z takich stron. Kronikarz brochowski koncentruje się na historii lokalnej społeczności, z której ona się wywodzi. Blog istnieje 11 miesięcy (licząc od publikacji pierwszego wpisu) i zawiera sporo artykułów. Początki, jak to zwykle były niełatwe, ale pomagała w tym pasja oraz szansa na wniesienie czegoś ciekawego do nauki.

Niecały rok pozwolił na wypracowanie warsztatu naukowego i marki, a przede wszystkim w tym czasie strona zyskała wiernych czytelników. Myślę, że najlepiej by było, jakby Autorka sama o tym wszystkim opowiedziała, dlatego zapraszam na wywiad.

Kronikarz Brochowski

źródło: kronikarzbrochowski.blogspot.com

Grzegorz Michalak – Marta, od wielu miesięcy prowadzisz bloga historycznego…

Marta Przygoda-Stelmach – dokładnie jest to historyczny blog regionalny, poświęcony dziejom mojej małej ojczyzny, czyli ziemi brochowskiej. Od razu zaznaczę, że nigdy nie było takiej jednostki administracyjnej. Termin powstał na potrzeby podkreślenia przynależności do danego miejsca.

Na jednym z kazań użył tego sformułowania nasz proboszcz, ks. Jan Zieliński. Od tamtej pory postanowiłam go używać i popularyzować. Blog koncentruje się zatem na historii miejscowości, przynależących administracyjnie do Gminy Brochów.

Brochów? Zapewne wielu czytelników nie wie nic o tym miejscu. Czy mogłabyś go nieco przybliżyć?

Brochów to mała miejscowość powiatu sochaczewskiego na zachodnim Mazowszu, która swoimi początkami sięga XII w., gdyż wtedy został najprawdopodobniej zbudowany pierwszy kościół, protoplasta obecnej Bazyliki św. Jana Chrzciciela oraz została erygowana parafia. Brochów nie jest jednak najstarszą miejscowością naszej Gminy, gdyż znacznie wyprzedził go w tym temacie Kromnów – najstarsza wzmianka pochodzi z 1065 r. W tym roku przypada okrągła 650 rocznica wymienienia Kromnowa wśród miejscowości, jakimi był uposażony klasztor św. Jana Ewangelisty w Mogilnie. Mówiąc o początkach Brochowa nie należy zapominać o dwóch rodach, które na niemal siedem wieków związały swój los z naszym regionem. Mam tutaj na myśli rodzinę Brochowskich i Lasockich. Ci ostatni posiadali dobra brochowskie do 1931 r. Pozostałością po bytności tych dwóch rodzin jest zespół parkowo-dworski, który obecnie popada ruinę i jest niezagospodarowany.

W moim przekonaniu nie była to typowa zaściankowa szlachta mazowiecka, ale rody, które wydawały na świat polityków i patriotów, takich chociażby, jak Adam Brochowski, Olbracht Adrian Lasocki, Roch Lasocki, czy Władysław Lasocki.

Ziemia brochowska była ponadto świadkiem i czynnym uczestnikiem wszystkich najważniejszych momentów w dziejach naszej ojczyzny – od przemarszu wojsk Władysława Jagiełły na Grunwald, po powstania narodowe, na dwóch wojnach światowych kończąc. Zawsze powtarzam, że w opracowaniach naukowych o danych wydarzeniach można znaleźć jakieś informacje lub wzmianki o Brochowie. Niewątpliwie miało na to wpływ położenie geograficzne. Gmina Brochów leży na trasie, wiodącej od stolicy do Poznania (zawsze, kiedy tłumaczymy komuś, gdzie leży Brochów mówimy, że koło Sochaczewa, kierunek Poznań).

Brochów znany jest oczywiście z jeszcze jednego wydarzenia, o którym nie sposób nie wspomnieć, a mianowicie o chrzcie Fryderyka Chopina w brochowskim kościele parafialnym w 1810 r. Rodzina Chopinów szczególnie upodobała sobie Brochów, gdyż w Bazylice brochowskiej ślub brali również rodzice Chopina i jego siostra Ludwika.

Brochów to mała miejscowość, czy naprawdę jest aż tak dużo źródeł, którymi możesz podzielić się z czytelnikami?

Kiedy zaczęłam prowadzić swoje badania naukowe w ramach doktoratu, myślałam, że zebranie wszystkich, nawet szczątkowych informacji, po archiwach, będzie ogromnym sukcesem. Na dzień dzisiejszy mam tyle materiału, że muszę go selekcjonować i skracać, gdyż wtedy znacznie wyszłabym poza ramy pracy doktorskiej. Skoro nie mogę umieścić wszystkiego w swojej rozprawie naukowej postanowiłam, że stworzę stronę internetową, na której będę przybliżać i popularyzować wiedzę na temat historii ziemi brochowskiej.

Tak powstał blog Kronikarz brochowski. Nie ukrywam, że blog miał być również sposobem na wypracowanie sobie swoistego monopolu na badania historii mojej Gminy. Nigdy się tego nie wypierałam i nie zamierzam się wypierać. Oczywiście nie mogę umieszczać wszystkiego, gdyż ogranicza mnie właśnie doktorat.

W jaki sposób?

Nie mogę na przykład publikować swoich wyników badań, chociażby na podstawie ksiąg metrykalnych. Informacji o Brochowie szukałam wszędzie, nawet poza granicami naszego kraju. Proszę sobie wyobrazić, że źródła, dotyczące Brochowa są nawet w Archiwum Narodowym w Szwecji. Dzisiejsze standardy i przepisy pozwalają na samodzielną digitalizację źródeł, więc wszystkie znalezione materiały fotografuję i dzięki temu mam je u siebie w domu. Śmiało mogę stwierdzić, że jestem pierwszą osobą w historii mojej Gminy, która dokonała tak szerokiej i profesjonalnej kwerendy, a proszę pamiętać, że zbieram materiały nie tylko o samym Brochowie, ale i o innych miejscowościach. Reasumując, do końca życia mam do robić.

Jakie postaci z historii Brochowa są Ci najbliższe i dlaczego?

To trudne pytanie. W historii Brochowa było tyle niesamowitych osób… Ograniczę się, zatem do dwóch osób. Na drugim miejscu postawiłabym Seweryna Chłopickiego. Był on wójtem Brochowa w XIX w. Wsławił się niezwykle patriotyczną postawą podczas powstania styczniowego. Mianowano go nawet dowódcą powstania na powiat sochaczewski. Został za to skazany na karę śmierci, którą zamieniono potem na karę ciężkich robót w kopalniach nerczyńskich. Ostatecznie osiedlił się w Irkucku, gdzie założył rodzinę i prowadził bogate życie zawodowe. Zajmował się wyrobem wędlin i pracował na tamtejszej kolei, gdzie dosłużył się emerytury. Podziwiam go za upór i pozytywną postawę w jakże dramatycznej i trudnej dla niego sytuacji. Czasami, kiedy wydaje mi się, że już nie mam sił i nie jestem w stanie nic zrobić, przypominam sobie Seweryna Chłopickiego. Co ciekawe, do dzisiaj w Irkucku żyją jego potomkowie.

A pierwsze? Czyżby Fryderyk Chopin?

Niestety nie. Pierwsze miejsce zajmuje bezapelacyjnie ks. Czesław Oszkiel, proboszcz brochowski w latach 1927-1934. To właśnie ks. Oszkiel wziął na siebie trudy odbudowy Bazyliki brochowskiej po zniszczeniach I wojny światowej. Na moim blogu oraz na stronie internetowej parafii można zobaczyć archiwalne zdjęcia, które przedstawiają ogrom zniszczeń. Proboszcz ten rozumiał, jak ważne znaczenie dla kultury polskiej ma brochowski kościół i kto był z nim związany. W proces odbudowy zaangażowany był nawet sam Ignacy Paderewski. Nie tylko dlatego postać ta zasługuje na uwagę. Ks. Oszkiel był wielkim społecznikiem. Moja prababka wspominała, jak po I wojnie światowej duchowny organizował posiłki (gotowano zupy) dla mieszkańców Brochowa, który był doszczętnie zniszczony. Był on również jednym z założycieli Ochotniczej Straży Pożarnej w Brochowie. II wojna światowa zastała go na plebani w Tarczynie, gdzie został bestialsko zamordowany przez gestapo za pomoc okolicznej ludności i angażowanie się w ruch oporu. Jest on dla mnie wzorem kustosza lokalnej pamięci. Do samego końca wierzył w ludzi i chciał im za wszelką cenę pomagać, nawet za cenę własnego życia.

To tyle o Brochowie. Odpowiedz mi, jaki jest cel Twojej pracy? Co chciałabyś przez to osiągnąć?

Józef Beck, przedwojenny mister spraw zagranicznych, powiedział kiedyś, że jest tylko jedna rzecz wśród narodów świata, która jest bezcenna i tą rzeczą jest honor. Zgadzam się z nim, ale dla mnie oprócz honoru jest jeszcze jedna rzecz, którą nie można sprzedać za żadne pieniądze – to pochodzenie. Można zmienić swoje dane personalne lub nawet same obywatelstwo, ale nawet takie zabiegi nie są w stanie zabrać nam wspomnień i pewnej przynależności kulturowej. To właśnie w taki sposób postrzegam ziemię brochowską. To nie tylko kawałek ziemi, na której stoi dom wybudowany przez moich rodziców. To filozofia i sposób życia. Tradycja i zwyczaje, sposób mówienia, który jest jedyny i niepowtarzalny.

Chciałabym, aby moja praca wzbudziła w mieszkańcach Gminy Brochów tożsamość lokalną, taką jak posiadają na przykład mieszkańcy dawnego Księstwa Łowickiego. Marzy mi się sytuacja, w której każdy z naszej Gminy bez wahania jest w stanie wykrzyczeć: Tak, jestem z Brochowa i jestem z tego dumny. Niestety, proces ten jest możliwy tylko i wyłącznie przez edukację historyczną, którą mam nadzieję, po części spełnia mój blog.

Jak wygląda praca Kronikarza brochowskiego? Czy pracujesz sama, czy ktoś Ci pomaga?

Moja praca bazuje na dwóch płaszczyznach. Pierwsza to docieranie do wszelkich możliwych wzmianek w opracowaniach naukowych, dotyczących historii mojej Gminy. Druga opiera się na opracowywaniu źródeł, które, jak już wspominałam wcześniej, pieczołowicie zbieram i fotografuję. Kto jest historykiem wie, ile czasu zajmuje niekiedy opracowanie jednego dokumentu. Bywają takie sytuacje, że odkładam go na kilka dni, aby potem znowu do niego wrócić. Oczywiście, konsultuje się w sprawach merytorycznych z moim promotorem ks. prof. Waldemarem Graczykiem, ale i tak za końcowy efekt pracy odpowiadam sama, jak to zazwyczaj w pracy badawczej bywa.

Moje działania zyskały np. aprobatę i zainteresowanie od Stowarzyszenia Lokalna Grupa Działania nad Bzurą, które objęło patronatem mój blog. Byłabym niewdzięczna, gdybym zapomniała o moich rodzicach, bez których moja praca w ogóle nie byłaby możliwa, gdyż pomoc od strony organizacyjnej jest przy tego typu zajęciu niezbędna.

Nie ulega jednak wątpliwości, że w swoich działaniach jestem sama. Nie mam wsparcia, ani od lokalnych władz Gminy, ani od żadnej innej mocy sprawczej. Nie posiadam ,,sponsora’’. Wszelkie koszty, np. za odpłatne reprodukcje, pokrywam sama. Ta samodzielność, która może wydawać się dość przygnębiającą, daje ogromną satysfakcję z własnej pracy.

Domyślam się, że musi to być ogromne poświęcenie. Co jest w tym najtrudniejsze?

Może to dość banalne, co teraz powiem, ale jedną z takich rzeczy jest niezrozumienie. W dzisiejszych czasach ludzi nie interesują za bardzo patriotyczne czyny ich przodków, co jestem w stanie zrozumieć, gdyż wbrew pozorom żyjemy w ciężkich czasach. Z drugiej jednak strony, w tak małych społecznościach, jak moja, rzadko zdarzają się ludzie, którzy chcą badać, a co najważniejsze, odkrywają do tej pory nikomu nieznane fakty z życia regionu. Czasami po prostu nie rozumiem, dlaczego niektóre rzeczy, które udało mi się ustalić lub sprostować, są świadomie przemilczane. Wielokrotnie opisywałam takie sytuacje na swoim blogu, więc pozwolisz, że nie będę się powtarzać.

Wydaje mi się, że dużo trudności sprawia również dobór materiału. Czasami, kiedy jestem w danym archiwum, mam okazję czytać o osobach, które znałam (szczególnie dotyczy to dokumentacji z okresu II wojny światowej i bezpośrednio po niej). Nie zawsze są to przyjemne rzeczy i takie, o których wypada opowiadać przy rodzinnym obiedzie. Mogę nawet śmiało zaryzykować stwierdzenie, że niektóre wiadomości i informacje zabiorę ze sobą do grobu. Problem nienaruszania dobrego imienia osób zmarłych i ich potomków dotyka każdego historyka regionu. Przyjęłam zatem zasadę, że jeśli ktoś chce się czegoś dowiedzieć o swoich przodkach, to archiwa są otwarte i w każdej chwili może sprawdzić dane informacje. Niemalże każdego dnia dokonuje pewnego rodzaju wyborów etyczno-moralnych, które chronią przed nieprzyjemnościami nie tylko mnie, ale również wszystkich mieszkańców.

Niewątpliwie praca historyka regionu wymaga bardzo dużo cierpliwości i jak ja to nazywam, zrozumienia dla źródła. Wynika to z ogromnej odpowiedzialności, gdyż naprawdę trzeba się dobrze zastanowić trzy razy, zanim cokolwiek się opublikuje. Niewątpliwie bardzo przydatna jest tutaj znajomość dokonania krytyki źródła. Zachęcam jednak do podejmowania tego typu inicjatyw, gdyż praca badawcza nad historią własnego regionu, to podróż w czasie, do miejsc, które mijamy każdego dnia, a nie zdajemy sobie sprawy, jakich frapujących wydarzeń były świadkami. Trzeba jednak koniecznie uzbroić się w kilka rzeczy – cierpliwość, zrozumienie i dobry aparat fotograficzny do robienia zdjęć :)

Zostawmy na moment Twojego bloga, co uważasz możesz za swoje największe osiągnięcie?

Jest nim Archiwum Ziemi Brochowskiej. To mój autorski projekt, który zakłada stworzenie bazy wiedzy na temat historii ziemi brochowskiej. Powstaje w oparciu o moje badania i to wszystko, co uda mi się zgromadzić od mieszkańców Gminy i nie tylko. Obecnie AZB posiada już kilkunastu darczyńców i bogatą kolekcję fotografii. Zdarzają się również dokumenty, a nawet przedmioty. Wszystko egzystuje oczywiście w formie cyfrowej. Warunek jest jeden – musi dotyczyć historii ziemi brochowskiej. Miałam tak dużo materiału, że musiałam sobie sprowadzić nawet szafę katalogową, aby móc spisać i usystematyzować zbiory.

Oprócz AZB stworzyłam również specjalny cykl TO MY, który ma celu prezentowanie sylwetek osób z naszego regionu, które żywo interesują się historią i wiążą z nią swoje pasje. Cykl dopiero raczkuje i niestety jest teraz ograniczony przez moje prace nad doktoratem, ale mam nadzieje, że będzie się rozwijał.

Dzięki Stowarzyszeniu Lokalna Grupa Działania nad Bzurą udało mi się zaprezentować mój referat Brochów to nie tylko Chopin na Spotkaniach z historią, które są regularnie organizowane w Sochaczewie. Udało mi się zaprezentować sylwetki osób, które były do tej pory kompletnie nieznane w historii naszego regionu, a których działania miały wpływ nie tylko na Brochów, ale i czasami nawet na cały kraj. Udowodniłam dzięki temu, że moja miejscowość nie musi być postrzegana tylko i wyłącznie przez pryzmat rodziny Chopinów.

Niektórzy uważają, że jak na roczną działalność Kronikarza brochowskiego to dużo, ale ja mam nadzieję, że uda mi się osiągnąć jeszcze więcej.

Powiedziałaś, że Twój region jest dla Ciebie ogromnie ważny. Czego byś mu życzyła?

Czego bym życzyła? Większej wrażliwości historycznej… Pragnęłabym, aby Gmina Brochów zrozumiała, że historia to nie tylko opowieści o tym, co minęło, ale to to wszystko, co ukształtowało świat, w którym przyszło nam żyć – nasz Brochów.

Marta, a jakie są Twoje plany na przyszłość?

Obecnie całe swoje siły koncentruje na pracy doktorskiej. Terminy mnie gonią, gdyż obrona przewidywana jest na jesieni tego roku. To dla mnie w tej chwili priorytet, gdyż moja rozprawa naukowa będzie ukoronowaniem mojej ciężkiej 5-letniej pracy. Oczywiście marzy mi się, aby moja praca została wydana w formie książki, gdyż byłaby to wtedy pierwsza profesjonalna monografia naukowa Brochowa, opierająca się na bogatej kwerendzie naukowej. Nie zamierzam jednak poprzestać na Brochowie. Zamierzam opracowywać następne miejscowości. Mam już materiały, które gromadziłam przy okazji Brochowa, ale niestety to musi zaczekać… W najbliższym czasie, bo już za miesiąc, czeka mnie konkurs wiedzy o historii ziemi brochowskiej, organizowany dla naszej młodzieży. Jest on dla mnie bardzo ważny, gdyż po raz pierwszy pytania będą układane w oparciu o moje badania. Jestem bardzo podekscytowana i już nie mogę się doczekać.

Dziękuję bardzo za rozmowę.


Marta Przygoda-Stelmach jest od urodzenia mieszkanką Janowa w gminie Brochów. Doktorantka Wydziału Nauk Historycznych i Społecznych Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, na którym pod kierunkiem ks. prof. Waldemara Graczyka kończy przygotowywać rozprawę doktorską „Brochów – dzieje polityczne i społeczeństwo od XVI do XIX w.”

Jej badania koncentrują się na historii Mazowsza Zachodniego, ze szczególnym uwzględnieniem ziemi sochaczewskiej. Na swoim koncie ma artykuły naukowe i referaty wygłaszane na konferencjach, dotyczące m.in. historii klasztoru i konwentu dominikanów w Łowiczu, czy bractwa kościelnego św. Rocha w Brochowie. Jej największą pasją jest gromadzenie źródeł i wzmianek w publikacjach, które dotyczą ziemi brochowskiej.

Na co dzień pracuje w Bibliotece Narodowej w Warszawie.


Omawiany blog dostępny jest pod adresem: http://kronikarzbrochowski.blogspot.com

Komentarze

  1. janusz ,były parafianin pisze:

    Pragnę Pani podziękować za tród,pracę a przedewszystkim za umiłowanie ziemi brochowskiej.Piękna to nadzieja, że wielu pójdzie Pani śladem,oby tak się stało.

Odpowiedz na „janusz ,były parafianinAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.